Pomorska wieś w światowej sztuce
Twarze Marianowa
ARTYŚCI z Japonii, Danii, kilku ośrodków polskich oraz słowacki rzeźbiarz z Włoch przyjechali w tym roku do Marianowa na XI Międzynarodowy Plener Artystyczny. Kończy się on dziś (piątek, godz. 17) roboczą wystawą prac w marianowskim kościele. Jak co roku głównym organizatorem pleneru jest miejscowa parafia, a jego komisarzem prof. Andrzej Tomczak ze Szczecina.
W ubiegłą sobotę - w połowie pleneru - zorganizowano doroczne spotkanie „Zaczarujmy Marianowo”. Byli na nim przyjaciele Marianowa ze Szczecina, Stargardu, Nowogardu, jak też bardzo silna reprezentacja szczecińskiej firmy „Calbud”, która – przypomnijmy – stworzyła w tym roku w swojej siedzibie nowoczesną galerię sztuki i zorganizowała w niej już kilka wystaw. Pojawił się również związany z marianowskimi inicjatywami od lat poseł Sławomir Preiss (PO), artysta plastyk z artystycznej rodziny Preissów, były dyrektor Muzeum w Stargardzie. W sadzie za kościołem Ryszard Leoszewski (z towarzyszeniem muzycznych komilitonów) śpiewał songi własne i do tekstów Osipa Mandelsztama. Potem był wieczór arii, a na koniec – dla pełni obrazu – wiejska zabawa.
– Wszyscy byli pod wielkim wrażeniem tego, co dzieje się w Marianowie – mówi Andrzej Tomczak.
Ludzie pytają o Marianowo
KSIĄDZ Jan Dziduch, marianowski proboszcz, doprowadził do odbudowy części budynku dawnego klasztoru cysterek, doposażył kościół, stale wykonuje w nim jakieś prace renowacyjne i konserwatorskie. Jednak od kilku lat odbudowa klasztoru nie posuwa się naprzód. Powód: brak funduszy. Konserwatorzy zabytków, którzy kiedyś przyjeżdżali do Marianowa często, ostatnio tam nie zaglądają. Nie przyjeżdżają też różni znani ludzie, którzy obiecali skuteczną radę i pomoc. W finansowaniu polsko-niemieckich spotkań, które parafia również organizuje, pomaga Euroregion Pomerania.
– Jeśli Marianowo nie otrzyma pomocy, druga część klasztoru, nie odbudowana, rozpadnie się – mówi Andrzej Tomczak. – Tyle tu już zostało zrobione, tworzy się tu bardzo ważna jakość kulturowa, można iść znacznie dalej. Nie chcę wyolbrzymiać znaczenia naszych plenerów, ale jako ich kurator wiem, jakie jest nimi zainteresowanie w Polsce i za granicą. Ludzie pytają o Marianowo.
W stronę Szadzka
MARIANOWO, centrum niewielkiej i niebogatej gminy, ma rzecz niezwykłą: zgromadzoną w wyniku plenerów galerię malarstwa współczesnego, jaką chciałby się szczycić niejeden znany ośrodek. Ma bogatą historię, urokliwe położenie, ale też wiele codziennych kłopotów.
Do 1945 roku nazywało się ładnie: Marienfliess, co na polski można tłumaczyć: Strumień Panny Marii. Taka sama była nazwa pięknej, niemal górskiej rzeczki, która płynie przez wieś, a którą po wojnie nazwano nieładnie: Krępa. Rzeczka wypływa z nieodległego jeziora Okunie, tworzy jeziora Wiechowskie i Marianowskie, wpada do Krąpieli, Krąpiel do Iny, Ina do Odry.
W pobliżu jest Stargard, Chociwel, Pęzino z pełnym pamiątek kościołem i świetnie zachowanym starym zamkiem joannitów i Borcków (niestety, niedostępnym dla postronnych). Jest też Szadzko, o którym pamiętają głównie uczniowie Liceum Plastycznego ze Szczecina jeżdżący tam co roku na plenery. Przed wiekami był w Szadzku obronny zamek książąt pomorskich. W 1478 roku rozegrała się pod nim wielka bitwa. Elektor Albrecht III Achilles ściągnął wtedy przeciwko Bogusławowi X kilkunastotysięczną armię.
Albrecht III Achilles to ciekawa postać: przebiegły polityk, znany w całej Europie, zadziorny, bitny – spłodził... dziewiętnaścioro dzieci. Jeden z jego synów Fryderyk II poślubił polską księżniczkę Zofię, córkę Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki, siostrę Anny Jagiellonki, która poślubiła Bogusława X. Bratem Zofii i Anny był król Polski Zygmunt Stary.
Fryderyk II i Zofia mieli (uff!) siedemnaścioro dzieci. Ich synem był Albrecht Hohenzollern, wielki mistrz krzyżacki i pierwszy książę Prus. To on w 1525 roku zhołdował Prusy Zygmuntowi Staremu, królowi Polski i… swojemu wujowi.
Ciekawe historie? Bardzo, tylko gdzie się o nich w Szadzku dowiedzieć? Jest tam jeszcze grodzisko słowiańskie, Góra Wisielców, ruiny kościoła, z którego XVI-wieczny ołtarz znajduje się w pobliskim Odargowie. W pobliżu jest też gminna wieś Dolice, która kiedyś nazywała się... Konstantinopel.
Tablice informacyjne w Szadzku stawiał Stanisław Kokolus, nauczyciel z Liceum Plastycznego. Zostały zniszczone. Gdyby nie on i uczniowie uczestniczący w plenerach w Szadzku nie byłoby już chyba nawet ruin kościoła. Kokolus wykłóca się o różne sprawy z lokalną władzą, ze szczecińskim konserwatorem zabytków, ratuje Szadzko przed zapomnieniem i zniszczeniem.
Dawne życie rodzinne
POŁOWĘ marianowskiego klasztoru ksiądz Jan Dziduch uratował, drugiej - grozi ruina. Gdyby nie jego upór, chyba nikt by klasztorowi nie pomógł, nawet konserwatorzy zabytków. Pozostałaby dokumentacja fotograficzna obiektu, o którą zawsze dbają.
Województwo zachodniopomorskie, w porównaniu z innymi województwami, przeznacza wstydliwie mało funduszy na ochronę zabytków. Tymczasem Marianowo musi uzyskać pomoc, podobnie zresztą jak nieodległy od niego znacznie większy Kołbacz.
Klasztor w Marianowie powstał w roku 1248. Gdy skutkiem reformacji został zsekularyzowany, utworzono w nim rodzaj protestanckiego zakonu – fundację dla panien ze szlacheckich domów. Najbardziej znaną jej mieszkanką była Sydonia von Borck. Jej dzieje były i są wykorzystywane do różnych celów: propagandowych, artystycznych, politycznych, ludycznych.
Urodziła się w 1548 roku, prawdopodobnie w Strzemielu pod Łobzem. Gdy dorosła, tułała się wygnana przez brata. Gdy już mieszkała w Marianowie, bratankowi, zarządcy Szadzka i zausznikowi księcia, zarzuciła malwersacje. Wykorzystując pogłoski i plotki, oskarżył ją więc o czary i rzucenie klątwy na ród książąt. W 1620 roku, gdy miała 72 lata, została ścięta i spalona na stosie. To znane historie, choć wciąż tajemnicze. A swoją drogą: pięknie było ongiś życie rodzinne...
Koniec końców stało się tak, że Sydonia trafiła do światowej literatury i sztuki. Interesował się nią i wędrował jej śladami Theodor Fontane (1819-1898), jeden z najsłynniejszych niemieckich prozaików. Chciał poświęcić jej duży utwór, zbierał materiały, był w Marianowie. W artykule, opublikowanym niedawno w „Zeszytach Kulickich” wydawanych przez Akademię Europejską Kulice-Külz, Elsbeth Vahlefeld napisała, że Sydonia interesowała go, bo interesowały go kobiety niezwykłe, nieprzystające do swego otoczenia i często przez nie potępiane, złe i jednocześnie dobre, ale zawsze namiętne, wolne, niezależne. Interesowała go natura kobiet. Sydonię widział jako postać tragiczną, formatu Szekspirowskiego. Elsbeth Vahlefeld przypuszcza, że właśnie dlatego nie napisał o niej ostatecznie książki. Wymagałaby czasochłonnej pracy, a Fontane czasu nie miał.
Tajemny prawdy kobiet
W TYCH samych „Zeszytach Kulickich” jest też artykuł Anny Marii Stuby „Sydonia w malarstwie prerafaelitów”. Prerafaelici to grupa malarzy angielskich działających w połowie XIX wieku. Chcieli odnowić sztukę, wyzwolić z akademizmu, sięgali po tematy trudne, Szekspirowskie. Bardzo interesowały ich kobiety, ale takie jak: Ofelia, Laura, Prozerpina – delikatne i anielskie (femme fragile), a jednocześnie demoniczne i zgubne (femme fatale). Interesowało ich – pisze autorka – janusowe oblicze kobiety, w której jest anioł i diabeł, niewinność i grzech.
Prerafaelici dowiedzieli się o Sydonii, bo matka Oskara Wilde'a, Lady Wilde, przetłumaczyła na angielski powieść Wilhelma Meinholda „Sydonia von Borck, czarownica klasztorna, rzekoma sprawczyni wytępienia całego panującego książęcego rodu” (1847). Była to w Anglii książka kultowa. Przywódca prerafaelitów, Dante Gabriel Rossetti, polecił ją swym przyjaciołom jako lekturę obowiązkową. Nie ze względu na walory historyczne i literackie, lecz dlatego, że Sydonia „ucieleśniała wyobrażenie o ciemnej, zagadkowej i niebezpiecznej stronie kobiety”, o jej rozdwojeniu na femme fatale i femme fragile.
W 1860 r. Edmund Burne-Jones namalował dwa portrety, jeden – „janusowej” Sydonii von Borck, drugi – jej siostry, delikatnej Clary von Bork. Drugi nie stał się popularny, pierwszy tak. Należy dziś do najbardziej znanych obrazów prerafaelitów.
Jak wykorzystać szanse?
MARIANOWO dzięki Sydonii i klasztorowi cysterek, ale też niezwykłej atmosferze, jaka w nim panuje (pisał o tym również Fontane), trafiło do sztuki światowej i wciąż inspiruje. Dowodem tego także malarskie plenery. Ma więc rację Andrzej Tomczak, że zasługuje na wyjątkowo życzliwe zainteresowanie i program konkretnych działań, które mogłyby pomóc w realizacji jego szans. Nie chodzi o łaskę, lecz o swoisty biznesplan. Nie tylko ks. Jan Dziduch, ale wszyscy mieszkańcy wsi zrobili już w tym kierunku bardzo wiele. Jednak co dalej? Jak wykorzystać szanse Marianowa, pasjonujące historie związane z nim i okolicą?
Na spotkanie „Zaczarujmy Marianowo” mieszkańców wsi przyszło niewielu. Chyba potrzebne są nowe inspiracje, a w Marianowie i okolicy jest czym się inspirować.
* * *
NA KONIEC: jakie naprawdę jest oblicze Marianowa? Chyba nie janusowe, za ekscytującym przykładem Sydonii?
Marianowo ma wielu przyjaciół. A prawdziwych przyjaciół poznaje się w potrzebie.